Galeria niedokończonych prac na płycie – analiza przyczyn z przymrużeniem oka

Myślałam, kiedyś, ze to tylko ja tak mam, że zaczynam pracę i mimo szczerych chęci nie jestem jakoś w stanie jej skończyć.. Brakuje czasu, chęci, zapału czy umiejętności. Świetnie zapowiadający się temat czy pomysł tkwi gdzieś zakurzony czy upchnięty pod ścianą.

Czasem wracam do takich prac, nawet po wielu latach i z prawdziwą przyjemnością je kończę. Są jednak i takie, do których straciłam wszelki zapał. Przestały być aktualne? a może już po prostu nie mam do nich serca? Czasem naprawdę trudno powiedzieć.

Zaprezentuję tu parę z nich, jeszcze na płycie:

Pierwszą z takich prac był studyjny bukiet kolorowych róż namalowany na zakończenie roku w szkole plastycznej. Jednak ponieważ właśnie uczyłam się do matury, miałam zbyt mało czasu na jego wykończenie (miało być oddanych kilka prac) i odpuściłam przy próbie wykończenia blatu stołu, bo mi to po prostu nie wychodziło. Potem na tym obrazie wypróbowywałam działanie nowych werniksów niektóre cieniowania, więc jest już nieco zamazany.

 

Żółte irysy malowałam jednocześnie z obrazem z czerwonymi irysami na zielonym tle. O ile czerwone udało się dokończyć, to niestety żółte tylko zaczęłam. Brakło mi cierpliwości do pracochłonnego cieniowania zielonego tła, i późniejszego jeszcze bardziej pracowitego szkicowania łodyg-wtedy robiłam to bardzo starannie, no i poooowoli..

 

 

A to są początki szkicu do kwitnących naparstnic, malowane jednocześnie z „Żółtymi irysami jak w niebie”. Niestety zanim skończyłam żółte irysy – a trzeba było się spieszyć, bo szybko przekwitały i już nie miałam nowych egzemplarzy – to do tego czasu przekwitły również i naparstnice, bo wysiały się wtedy chyba tylko ze 3 sztuki…  I jakoś tak już pozostały niedokończone.

 

 

 

Żółte róże „Lucia” w bukiecie zaczęłam malować zaraz po ukończeniu pracy z bukietem czerwonych róż, które wyszły naprawdę dobrze. Potrzebowałam wtedy jasnego klasycznego bukietu do salonu, i wybrałam czerwone roże z ogródka szwagierki;)

Żółte róże natomiast przez zbyt długi czas malowania  i wysoka temperaturę zdążyły zupełnie oklapnąć, no i zabrakło mi modeli. W następnym roku róża w ogrodzie zmarzła, a szkoda, bo bukiet zapowiadał się naprawdę fajnie..

Najbardziej ambitnie zaczęty był szkic ogrodu z kwitnącą magnolią; poległam na

cieniowaniu jej kwiatów zdając sobie sprawę, że nie dobiorę ich odcieni w taki sposób, by nie wyglądało to sztucznie. Również kolory betonu sprawiały mi sporo trudności, o niebie nie wspominając.

Przyszedł więc czas na epizod nauki mieszania farb z podręcznikami szanownego pana Parramóna. I naprawdę było warto!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *