Witraże malowane

Pomysł namalowania witraży zrodził się w momencie, gdy po raz pierwszy stanęłam w surowym wnętrzu wykańczanego właśnie w domu przedpokoju: był stosunkowo duży, prawie kwadratowy i miał tylko jedne, usytuowane w głębi podłużne wąskie okno nad schodami. Głównym źródłem światła w dzień miały być przeszklone drzwi.

Sam pomysł malowanych szybek w drzwiach mi się podobał, ale chciałam by światło przez nie przenikające było przyjemne, ciepłe, a najlepiej kolorowe. Zresztą drzwi były z każdej strony przedpokoju, więc o każdej porze dnia pięknie podświetlone byłyby co najmniej jedne drzwi, co dawałoby kolorowe refleksy na ścianach i podłodze.
Najpierw jednak zastanowiłam się, jaki miałby być przewodni temat witraży?
Po namyśle postanowiłam, ze skoro tak bardzo lubię rośliny i zwierzęta, to właśnie one tam będą:)
Najpierw trzeba było naszkicować projekt; w moim przypadku były to maleńkie szkice na kartkach z zeszytu, a nawet w bloczkach notesowych, a potem od razu rysunek w oryginalnej wielkości na kalce technicznej. Dla mnie był to najlepszy pomysł, ponieważ dość dużo gumowałam i zmieniałam w trakcie projektowania wzoru.

 

 

 

 

 

 

Dłuższy epizod z farbami akrylowymi – serwetki:)

W latach swojsko nazywanych jeszcze kryzysowymi(’90-te) zdarzyło mi się własnoręcznie wykonać parę serwetek. Potrzebowałam jakiś fajnych obrusików, właściwie bieżników na tzw. ławostoły. Takie dłuższe ławy stały wtedy w kuchni w każdym prawie domu w towarzystwie kompletu wypoczynkowego.

W sklepach nic właściwie nie można było dostać, a już na pewno nie w potrzebnych wymiarach, nie wspominając o temacie…

Zdobyte lniane płótno obszyłam więc bawełnianą koronką i ozdobiłam świątecznym motywem: gałązki z bombkami i świeczkami były prezentem dla teściowej – ma go i używa do dziś:)